List Jula, kota z Maroka.
Nie jestem z tych, których się woła.
Nie jestem z tych, których się głaszcze.
Nie mam miski, nie mam domu, nie mam drzwi, przez które ktoś mnie wypuści lub wpuści.
Ale mam imię.
Mam głos.
I mam jeszcze oddech – choć płytki, chropowaty, ledwie słyszalny.
Mam oddech i mam nadzieję, której nie zdążyli mi odebrać.
⸻
Mam na imię Jul.
Tak mnie nazwała jedna dziewczyna, która przez chwilę karmiła nas pod murkiem w Essaouirze. Mówiła, że przypominam jej kogoś, kto śpiewał o samotności.
Nie wiedziałem, co to znaczy. Ale zostałem Juliem.
Choć potem już nikt tak nie wołał.
Urodziłem się między skrzynkami z pomarańczami.
Pamiętam zapach soku na kartonie, który był naszym domem.
Matka tuliła nas, ile mogła.
Ale była chuda.
Miała ropiejące oczy i ranki na szyi od innych kotów.
Nie spała. Pilnowała.
Kiedy miała ostatnią siłę – poszła szukać jedzenia.
Nie wróciła.
Zostałem.
Z innymi.
Niektóre z nas zdechły z zimna.
Niektóre oślepły.
Niektóre – tak jak ja – zaczęły chcieć żyć mimo wszystko.
⸻
Maroko jest piękne, wiesz?
Kiedy pada deszcz, bruk pachnie ziemią i kadzidłem.
A kiedy świeci słońce – można przez chwilę poczuć się jak król, leżąc na gorącej płycie i łapiąc światło w wąsy.
Ale Maroko dla kota… to kraj pustych garnków i przepełnionych śmietników.
Dzieci czasem rzucą kawałek chleba.
Czasem też kopią.
Ludzie się spieszą.
Kot to tylko cień.
Kropla między murami.
⸻
Miałem kiedyś towarzyszy.
Zginęli jeden po drugim.
Jeden miał wirusa i przestał jeść.
Drugi zasnął i już się nie obudził.
Trzeci miał biegunkę przez pięć dni – umarł w kałuży własnego bólu.

I wtedy ktoś mnie wziął.
Powiedzieli, że to schronisko.
Nie rozumiałem.
Nie pachniało tam domem.
Pachniało betonem, kocim moczem i wilgocią.
Ale miałem miseczkę.
I kocyk.
I ścianę.
To już było dużo.
⸻
Myślałem, że to będzie nowy początek.
Ale tu też się umiera.
Tylko wolniej.
I bardziej w milczeniu.
⸻
Ludzie mówią: „Nie ma pieniędzy.”
Mówią: „Tyle tych kotów.”
Mówią: „Nie da się wszystkich uratować.”
I mają rację.
Ale wiesz, co jest gorsze od śmierci?
Śmierć bez znaczenia.
⸻
Nie proszę, żebyście mnie przytulali.
Nie proszę o dom z kominkiem.
Nie proszę o święta i zabawki.
Proszę o miskę jedzenia, którego nie muszę bronić.
O antybiotyk, który powstrzyma ropę w moim oku.
O jedno badanie, które powie, czy warto jeszcze się starać.
O kroplówkę, po której może znów wstanę.

Mam ogon wytarty jak stare powietrze.
Uszy rozdrapane przez głód.
Sierść w kolorze kurzu i czasu.
Ale mam serce, które pamięta każdą dłoń.
I oczy, które wciąż szukają człowieka.
⸻
Jestem jedną kocią łapą za marokańskim tęczowym mostem.
Jeszcze nie całą.
Jeszcze jestem tu.
Jeszcze patrzę.
Jeszcze oddycham.

My z Maroka.
Z Fezu, Rabatu, Casablanki, z ulic i bazarów.
Jemy to, czego nie chcecie.
Śpimy tam, gdzie nie patrzycie.
Umieramy wtedy, gdy śpicie.
⸻
Ale czasem zdarza się cud.
Czasem ktoś przysyła puszkę.
Czasem ktoś ratuje.
Czasem ktoś mówi: „Ten? Ten zasługuje.”
I nagle – znów jest sens.
⸻
Nie chcę być kolejnym ciałem zawiniętym w worek.
Nie chcę być wspomnieniem bez imienia.
Nie chcę, by moja ostatnia chwila była cichsza niż mój pierwszy miauk.
⸻
Mam imię.
Mam głos.
Mam Ciebie – jeśli to czytasz.

Nie długo.
Nie na zawsze.
Jeszcze trochę.
Jeszcze kilka dni, żeby zjeść w spokoju.
Jeszcze kilka godzin bez bólu.
Jeszcze jedno spojrzenie, które mówi: „Jesteś. Widzę cię.”
⸻
Nie jesteś Bogiem.
Nie jesteś całym światem.
Ale dziś możesz być całym światem dla jednego kota.
⸻
JUL
kot z ulic Maroka
Jeśli możesz dokonaj darowizny z tytułem:
JUL
na konto PKO BP 15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
Fundacja Centaurus, ul. Wałbrzyska 6-8, 52-314
Wrocław
PAYPAL: kontakt@centaurus.org.pl z tytułem
JUL
ZA KAŻDĄ POMOC BARDZO CI DZIĘKUJEMY