KPO. Jak magiczny eliksir zmienił się w gorzką truciznę
Jeszcze w środę wydawało się, że największym wyzwaniem stojącym przed rządem Donalda Tuska będzie nowy prezydent Karol Nawrocki. To ofensywa legislacyjna, objazd po kraju i fala, która niesie właśnie zaprzysiężonego prezydenta, miała być punktem odniesienia dla rządzącej koalicji.
Ale okazało się, że będzie inaczej. Cios w rząd wyprowadzono z samego środka koalicji. W ciągu kilkunastu godzin hasło KPO, które miało być największą dumą rządu Donalda Tuska stało się źródłem nieskończonej liczby żartów i szyderstw. I nagle rząd zamiast chwalić się sukcesami związanymi z miliardami z Brukseli, musiał się zacząć tłumaczyć z każdej złotówki, którą wydało Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej.
„Gdy rządowi Donalda Tuska zarzucano brak sprawczości i nierealizowanie obietnic, niemal każdy jego polityk odpowiadał niemal od razu, że przecież udało się odblokować miliardy euro z KPO” – tłumaczy istotę tej wizerunkowej katastrofy Artur Bartkiewicz. „Owszem, budowa oranżerii w kebabie, solarium w pizzerii, zakup mobilnych ekspresów do kawy czy jachtu zasilanego prądem za pieniądze, które miały przysłużyć się modernizacji Polski, to projekty incydentalne, ale boleśnie kontrastujące z przedstawioną dzień wcześniej przez Karola Nawrockiego wizją budowy CPK w wariancie forsowanym przez PiS, czyli obejmującym m.in. rozbudowę infrastruktury kolejowej w całym kraju (tzw. szprychy) tak, aby na projekcie skorzystała cała Polska” – tłumaczy dalej Artur.
I to jest właśnie istota sprawy. Choć, jak twierdzi rząd, absurdalnie brzmiące projekty, o które wystąpili do KPO przedsiębiorcy miały być marginesem marginesów, to emocje w sieci, które wzbudzi każda absurdalnie wydana złotówka mogą uderzyć w wizerunek ekipy fachowców, która po partaczach z PiS pokłóconych z Brukselą, przyszła i odblokowała miliardy mające zmienić Polskę w kraj mlekiem i miodem płynący. I to, co miało się okazać magicznym eliksirem dla Platformy, stało się nagle gorzką trucizną.